Główna - Starty

  - CZY ON ŚPIEWA "JEŚLI MOJĄ NIE ZOSTANIESZ POŚLĘ PARĘ DUCHÓW ZŁYCH I JUŻ CIĘ NIE ZECHCE NIKT?!"
  - Buahahaha, jaki perfidny szantaż.

Jedziemy na start 19-km biegu Zawiany Pyzdra, a kierowca autobusu postanowił uprzyjemnić nam czas tym kawałkiem.
Dlaczego kierowcy autobusów zawsze grają disco-polo?

Po wysypaniu się z auta Panowie mają kibelek z widokiem na Tatry. Panie muszą trzymać, bo najbliższe krzaczki daleko w dolinach.


Fot. Mateusz Podsadniuk

Jest jakieś –10 stopni, organizatorzy ostrzegają przed lodem na trasie. Podobno jest ślisko. Ani ja, ani Matys nie mamy raków.

Pierwsze podejście, a on już wystrzela do przodu, ja spokojnie truchtam gdzieś w połowie stawki. Na zbiegu, gdzieś na 3 km odjeżdża mi stopa, ląduję na boku i obijam kolano – robi się artystycznie sinofioletowe. Zbieram się i pełna optymizmu lecę dalej. Nie mam na co narzekać, na punkt odżywczy przybiegł podobno uczestnik z rozwaloną głową i zakrwawioną bluzą. Zjadł, umył się i poleciał dalej.

Co chwila wypadamy na polany, skąd roztacza się widok na sąsiednie góry, Tatry w oddali, ośnieżony las, małe domki w dolinach.


Fot. Wiktor Bubniak

Wygląda to trochę jak Skandynawia. To koniec świata, a z lasu zaraz wysypią się Wikingowie. Dookoła biegnie garstka ludzi, ale poza tym zupełna cisza, szum sosen i Wardruna w słuchawkach.

Na 5 km doganiam Matysa – po tym, jak zarył na lodzie 2 razy i podciął jakąś biegaczkę, szura bardziej zachowawczo, a biegaczki trzymają się z dala od niego. Ma kaca, kontuzję kolana i zły dzień, więc szuramy razem.


Fot. Wiktor Bubniak

Wybrałam Zimowego Janosika na swój debiut na górskim dystansie 20 km, ponieważ składa się w 98% ze zbiegów. Podejść jest niewiele, trochę wypłaszczeń terenu. Szybko docieramy do punktu odżywczego. Tam czeka na nas przepyszna herbata, coś mocniejszego, żarcia po sufit. Towarzystwo jest wesołe, przyjazne, pomocne, częstują herbatą ze śliwowicą.

Potem trasa wyprowadza nas na przewyższenie, skąd możemy znowu oglądać piękną panoramę Tatr.


Fot. Wiktor Bubniak

Następnie ostatnia prosta, czyli kilkukilometrowy zbieg do Niedzicy. Tutaj nie ma widoków, ale jest szeroka, szutrowa trasa, którą można lecieć na krechę. Więc lecimy. Tu nie ma się co rozpisywać – jest zbiegowy trans, gdzie nie trzeba się martwić techniką, trudnym terenem czy zmęczeniem - wystarczy przestawiać nogi.

Na uspokojenie wchodzi bardziej stonowana muzyka, idealnie pasująca do baśniowego widoku ośnieżonych sosen, okolicznych szczytów i Czorsztyńskiego jeziora na horyzoncie, oraz znikających za zakrętem pleców Matysa, który zostawia mnie na ostatnich kilometrach.
Zbieg z zapory to schody, wymijam jeszcze jakieś 5 osób, które mają problemy ze stoczeniem się z tej stromizny. Jest meta, ładny medal, czekolada. Z mety kierowani jesteśmy pod zaporę, gdzie można zjeść ciepły posiłek i zrobić sobie zdjęcie z ciupagą.

Z perspektywy czasu oceniam Zawiany Pyzdra 19 km jako bardzo łatwy i przyjemny bieg, szczególnie w sprzyjających warunkach atmosferycznych. Świetna obsługa, dużo zbiegania, szybka i łatwa technicznie trasa. Jedyny minus to gust muzyczny kierowcy autobusu, choć może to nie zły gust, ale po prostu to dobre poczucie humoru.


Fot. Wiktor Bubniak


Fot. Janko Haręza

 


Główna   |   Dieta   |    Trening   |    Starty   |    Biografia

Copyright: Klaudia Salamon & Wiesław Salamon. Kraków 2018